Sprint życia w Liepāji

View this thread on: d.buzz | hive.blog | peakd.com | ecency.com
·@hallmann·
0.000 HBD
Sprint życia w Liepāji
![liepaja.jpg](https://steemitimages.com/DQmTUNmWfSUysfr4KMaqbieyGii95VzjdkosHTbZDocQK24/liepaja.jpg)

Był koniec października 2016 roku. Trzeci miesiąc mojego pobytu na Łotwie. Pojechałem do kurlandzkiej Lipawy (łot. Liepāja) - ostatniego portu Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W mieście przywitał mnie przenikliwy wiatr i [deprymujący](https://www.youtube.com/watch?v=a_qpnJsNCVM) deszcz. 

Pamiętam jazdę starym tramwajem i chyba najładniejsze bilety jakie widziałem w życiu. A potem była domówka, którą organizowali miejscowi wolontariusze EVS. Dominowali Niemcy i Portugalczycy, którzy stworzyli dwa bloki. W pierwszym mówiło się po niemiecku (była w nim też jedna Austriaczka), w drugim po portugalsku. W tej sytuacji stworzyłem z pewną Polką z Łodzi i Węgierką z Budapesztu trzeci blok - polsko-węgierski, w którym mówiło się po angielsku z dodatkiem słów znad Wisły i znad Dunaju. Po raz kolejny potwierdziła się prastara prawda: "Lengyel, magyar – két jó barát" (Polak, Węgier, dwa bratanki).

Wolontariusze EVS-u bardzo często przypominają inny gatunek ludzki - studentów. Tak było i w tym przypadku. Innymi słowy: lodówka była pusta. Mając do wyboru głód albo pizzę, wybraliśmy to drugie. 

Idziemy zatem do Čili Picy. Oczywiście w trzech blokach. Węgierka opowiada o filmie "Świadek" (węg. A Tanú) z 1969 roku - komedii ukazującej absurdy komunizmu. Mży. Wiatr przenika chłodem do kości. Powoli zbliżamy się do kulminacyjnego momentu... 

Oto znikają pomarańcze - owoc długiej pracy. József Pelikán biegnie do działacza partyjnego. Ten daje mu cytrynę i radzi by trzymać się wersji, że to ["węgierska pomarańcza".](https://www.youtube.com/watch?v=7e4ADpDiYzc) Kończy się to dla niego zupełnie niekomediowo. Dla mnie zresztą też. Minutę później myśląc o węgierskiej pomarańczy wszedłem na czerwonym świetle na przejście dla pieszych. Uświadomiłem to sobie, jak już byłem na środku jezdni a z lewej strony nadjeżdżał rozpędzony autobus. Zamiast cofnąć się skoczyłem do przodu. Przebiegłem tuż przed maską samochodu. To był sprint życia. Byłem w takim szoku, że zatrzymałem się dopiero po około 50 metrach. Do dziś pamiętam miny pasażerów tamtego autobusu, wynikające z układu nieinercjalnego, w którym się znaleźli. Moje serce waliło jak szalone. Deszcz i wynikła z niego droga hamowania nie dawały mi szans. Od śmierci dzieliły mnie centymetry. Może nawet milimetry. Nie była mi jednak pisana. 

Nie tym razem. 

---------------------
Artykuł napisany w ramach tematu drugiego 19. edycji Tematów Tygodnia.
👍 , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,